Minecraft Builders&Biomes testowałam przy okazji urodzin dziecka, które jak większość jego rówieśników uwielbia Minecrafta.
Nie będę rozpisywać się na temat zasad, bo od tego jest instrukcja. Ważne jest to, że w zasadzie w planszówce robi się to samo co w grze komputerowej: zbiera materiały, buduje z nich i walczy z mobami (minecraftowymi potworami).
Jak by to powiedziała Marta Kisiel, jest to idealna gra rodzinna: można być wredną szują, co to z szatańskim chichotem kradnie ostatni obsydian. Można być też miłym rodzicem, który zostawia dziecku kostki szmaragdów (będące jockerami). Ale ja bym z tej drugiej opcji nie korzystała, zwłaszcza jeśli gra się z kilkoma dzieciakami, żeby nie zwiększać prawdopodobieństwa usłyszenia okrzyku „To niesprawiedliwe!”.
Jednym słowem jest to świetny kompromis między dziećmi (Minecraft) a starymi prykami (planszówka), czyli nikt nie jest do końca zadowolony, ale przynajmniej bawimy się razem.
A tak na serio, jest to gra z ciekawą mechaniką, wcale nie banalna. Jestem pozytywnie zaskoczona, bo gry franczyznowe kojarzą mi się z byle czym, co ma tylko odpowiednie obrazki (te wszystkie tematyczne monopole, memorie i grzybobrania…). A dodatkowo w moim przypadku jest to jedyna możliwość pogrania z dziećmi w Minecrafta, bo na wersję komputerową nawet nie mogę patrzeć i przyprawia mnie o mdłości. To nie jest przenośnia – dostaję choroby lokomocyjnej od patrzenia jak szybko zmienia się punkt widzenia na ekranie.
Wpis pierwotnie opublikowany na moim Instagramie (w skróconej wersji)